Drodzy „Bratankowie”

już nie do szabli, i tylko poniekąd do szklanki, a przede wszystkim od wspólnoty ducha, modltwy, daru narracji i głębokiej empatii.

Miałem pisać o Słudze Bożym Januszu Esterhazym ale to dzięki wam stał się On dla mnie postacią żywą, bliską i piękną. Dziękuję Panu Bog, że mogłem poznać Janosza i to właśnie pŕzez Was. … Dziękuję Wam także za sposób, w jaki zająłeście się nami – pielgrzymami, których większość widział to miejsce po raz pierwszy.

          Oczywiście trzeba także oddać cześć doktorowi Andrzejowi Pawłowskiemu, który zorganizował ten wyjazd, motywując doń skutecznie kilkanaście osób, a wśród nich – niżej podpisanego. 

Co mnie najbardziej uderzyło w biografii Janosa Esterhazego ?

Tajemnica Bożych planów, jaką wyrażę retorycznym pytaniem:

Czemu Pan Bóg tak mocno doświadcza swoich jawnych Przyjaciół ?

(„Ja wszystkich, ,których kocham, karcę i ćwiczę” – Ap 3,19)

Charyzmat służby, ofiarnej, odważnej, wielowymiarowej uzupełnia i wzmocnia charyzmatem cierpienia. Męczennik Janos choćby podświadomie na to się zgodził,

wypowiadając dewizę, credo swego życia: „A mi jelűnk a Kereszt !”

Przyjął zaproszenie od Chrystusa, by mieć udział w Jego Krzyżu, ciągle zbawiającym ludzi.

           Gdy Imre opowiadał o Januszu, miałem nieodparte skojarzenie z polskim błogosławionym Stanisławem Starowieyskim (nowsza pisownia tego nazwiska: 

Starowiejski ). Zamierzałem tu napisać o nim obszerniej, ale przecież znajdziesz, 

co trzeba, w internecie. 

           Natomiast krótko: Owi dwaj, niezwykle do siebie podobni, idący paralelnymi drogami świętości, zrealizowali ten sam Boży zamiar: „Wybrał nas…w Chrystusie…przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem…Z miłości przeznaczył nas dla Siebie jako przybranych synów.”(Ef 1)  

Obaj wędrowali krzyżową drogą do tego samego Emaus, by rozpoznać Pana,

Zwycięzcę śmierci w Słowie i Chlebie. Błogosławiony Stanisław nawet dokładnie: ciężko chory, wygłodzony, maltretowany przez obozowych oprawców, lecz umocniony Sakramentami zmarł w KL Dachau w Noc Zmartwychwstania 1941 roku. 

Mam głębokie przekonanie, że Janusz i Stanisław natychmiast rozpoznali się 

w niebie i stanowią najpiekniejszy przyklad polsko-węgierskich bratanków.

          Na koniec jeszcze jeden znak Bożej Opatrzności: wielkie serce fundatora całego Centrum im. J.Esterhazego. Pan Paulisz Boldizsár, przedwcześnie odszedł, dając niejako sygnał, iż pracowitym życiem i swoją miercią torował Januszowi drogę do Dol. Obdokowców i …na ołtarze.

Posyłam wam garść powyższych, subiektywnych impresji

na zadany temat. A nic to, dalej jak u Szekspira, czyli reszta jest milczeniem.

          Pozdrawiam  serdecznie Imieniem naszego Pana Jezusa Chrystusa –

 i błogosławię +           stary grzesznik Marcin Jankiewicz, prezbiter

Facebook